Slow, slower, the slowest

Wchodzę na bloga jak do siebie, ale nie czuję się tu dobrze. Gryzie mnie ten róż, gubię się w układzie, wszystko jest jakieś pościskane. Zupełnie nie po mojemu, muszę zrobić porządki, ale wszystko po kolei. Wygląd to jedno, a treść to drugie. Nudzą mnie posty-recenzje, a co dopiero moich czytelników. Po co się siłować, wystarczy czuć. Wchodzę na różne blogi i nie zostaje, brakuje mi autentyczności, chyba czas przestać się ścigać. Łatwo wpaść w pułapkę powtarzalności. Nie piszę systematycznie, bo nie lubię się zmuszać, to znaczy, że nie czuję, albo nie mam czasu i coś czeka na zrobienie, albo leżę i cieszę się chwilą, bez poczucia, że zostawiam Was z niczym.

Przeczytałam dwie książki Kominka, ale nigdy nie starałam się, żeby to miejsce było bombardowane nowymi tekstami co dwa dni. Może kiedyś, ale nie teraz. Istnieją dziewczyny pistolety, które zostały stworzone do tych spraw. Godzą zajęcia na uczelni, nienaganny makijaż, fryzurę, zakupy, fit obiady, życie towarzyskie i oczywiście siłownie, bo przecież trzeba jakoś wyglądać. I jeśli nic dla nich ważnego na tym nie cierpi, totalne czapki z głów, za zdolności organizacyjne, za siłę do malowania rzęs, za obiady, za codzienne taszczenie aparatu. Podziwiam Was bardzo.

Ale to nie ja.

Nie jestem stworzona do multitaskingu, rozdarcie mi nie służy, zawsze wolałam jasno ustalone priorytety. Wszystko da się naprawić, ruszyć na nowo. Zostaje mi trzymać za siebie kciuki- nowy rozdział rozpoczęty. Dajcie mi czas na poukładanie wszystkiego, nie wiem jak to powinno wyglądać, ale nieustannie nad tym myślę. Wszystko płynie, wszystko się zmienia.

Bez obietnic.
Bez zobowiązań.

 

 

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply